Policja chroni dealerów marihuany i amfetaminy

Przełom w walce z "dopalaczami" - nieformalna grupa policyjna chroni dealerów marihuany i amfetaminy. Dopalacze stały się plagą ostatnich lat - tysiące w pełni legalnych substancji sprzedawanych jako "przedmioty kolekcjonerskie", "zapachy do wnętrz" czy jeszcze coś innego trują, a nierzadko wręcz zabijają młodzież i dorosłych w całym kraju. Lekarze z każdego regionu Polski narzekają na szkodliwość specyfików i brak skutecznych środków do walki z ich dystrybucją. "Dopiero teraz widzimy, że to, co mieliśmy na toksykologii przed pojawieniem się dopalaczy to była rekreacja.
Obecnie musimy użerać się z jakimiś totalnie zwichrowanymi zombie, które zwożone są do nas codziennie całymi hordami. Już lepiej było, kiedy małolaty wypaliły sobie po skręcie czy przypudrowały lekko nosek, następnego dnia miały lekki zjazd i po sprawie”, twierdzi dyrektor jednego z dolnośląskich szpitali chcący zachować anonimowość. W podobnym tonie wypowiada się incognito jeden z policjantów należących do tajemniczej grupy. „Przymykamy oko na drobnych dealerów, szczególnie w miastach i dzielnicach, gdzie pojawiły się sklepy z dopalaczami. Jednak to nie wystarczy – nie wytrzymują oni konkurencji z legalnymi substancjami psychoaktywnymi, których posiadanie jest bezpieczne z punktu widzenia użytkownika - dlatego też znacznie ich ubywa”. W sytuacji, kiedy ich działalność cechuje się o wiele mniejszą szkodliwością społeczną, coraz więcej funkcjonariuszy postępuje zgodnie z własnym sumieniem i wybierając mniejsze zło. „Skoro dealerów brakuje, a młodzież ma łatwiejszy dostęp do o wiele bardziej niebezpiecznych dopalaczy, musimy powyciągać z więzień tych, którzy odsiadują wyroki za handel. Wiadomo, jaki chlew panuje w sądach – zawsze znajdzie się jakaś możliwość, choćby jakieś uchybienia formalne i proceduralne”.

A co stanie się, kiedy sklepy z dopalaczami ugną się pod wzmocnioną konkurencją i znikną? „Proste. Znów ich powsadzamy”.